czwartek, 2 kwietnia 2015

1. One last time I need to be

the one who takes you home.
One Last Time - Ariana Grande



     Adelaide zastukała ołówkiem o kartki w swoim zeszycie. Jej nauczycielka wypiła stanowczo za mało kawy, bo większość jej klasy usypiała z powodu nieciekawego tematu, który wybrała na zajęcia. Kto chciałby się uczyć o podbojach Juliusza Cezara w tak paskudną pogodę? Westchnęła ciężko i wróciła myślami do swojego rodzinnego domu w Barcelonie. Odkąd tylko zdecydowała się na studia w Londynie jej matka próbowała namówić córkę do powrotu. Jej brat miał o wiele więcej wygody, bo był młodszy i mimo tego, bardziej rozważny. Szkoda tylko, że Savannah nie wiedziała o wybrykach swojego ukochanego synka.

     Brunetka oparła głowę na prawej dłoni i z rosnącym znudzeniem obserwowała jak nauczycielka pokazuje na mapie przejęte przez Rzymian tereny. Dylan i Henry grali na swoich telefonach, Stella wraz z Tracy, Michelle, Olivią i Rebeccą rysowały po swoich książkach, a reszta spała. Adelaide ziewnęła cicho i starała się utrzymać powieki w górze. Zerknęła mimowolnie na zegarek. Zajęcia rozpoczęły się niecałe dziesięć minut temu. 

     Drzwi sali otworzyły się nagle z rozmachem, który prawie oderwał tynk ze ścian. Siedzący w ławkach uczniowie podskoczyli zdziwieni i obserwowali jak wysoki mężczyzna o miodowych włosach, w czarnej ramonesce i ciężkich butach wchodzi do środka. Grace Thomas nie wydawała się być zdziwiona nieoczekiwaną wizytą, była wręcz zadowolona. 

     - Moi drodzy. Jak niedawno mówiłam, zostaję przeniesiona do innej części Uniwersytetu. Od dzisiaj pan Alley będzie was uczył historii. - Mówiąc to pośpiesznie zabrała swoje rzeczy i ostatni raz rzuciła okiem na zdziwioną klasę. - Proszę, potraktujcie go łagodnie. - I z tym wyszła.

     Evan uniósł brew ku górze i rozejrzał się po klasie. Przewaga była po stronie męskiej. Uśmiechnął się rozbrajająco i ściągnął kurtkę, ukazując liczne tatuaże na przedramionach. Odwrócił się i spojrzał na rozwieszoną mapę. Nie przejmując się uczniami, z całej siły trzasnął się otwartą dłonią w czoło i ściągnął mapę, a następnie wyrzucił ją przez okno.

     Veronica, która siedziała trzy miejsca po prawej stronie Adelaide szybko zamieniła się miejscami z Lee, który chętnie na to przystanął. Kiedy tylko zajęła miejsce, nachyliła się do przyjaciółki.

     - Kto to jest? - zapytała szeptem, nie odrywając wzroku od nowego nauczyciela. - Słyszałam, że rektor ma dwóch siostrzeńców, ale to chyba tylko zbieżność nazwisk.

     Adelaide spojrzała na nią, a następnie ściągnęła brwi i spojrzała na nauczyciela. Na środku tablicy widniało imię i nazwisko. Evan Alley. Założyła ręce na piersi i oparła się o krzesło, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.

     - Nie będziemy się zajmować Cezarem, bo nie wiem po co. Jeśli macie się nauczyć czegoś przydatnego, to zaczniemy od najważniejszych wydarzeń. - Evan oparł się dłońmi o drewniane biurko i przejechał wzrokiem po klasie. Dwie ciemnowłose kobiety zwróciły jego uwagę. Jedna była zaciekawiona, a druga wyglądała na podejrzliwą. Odnotował w myślach by sprawdzić ich nazwiska. - Oczywiście najpierw zajmiemy się I i II wojną światową. Nie chcę słyszeć żadnego "panie Alley", "profesorze Alley" czy czegoś takiego. Od tego jest mój nader zrzędliwy wujek. - Wywrócił oczami i usłyszał jak kilka osób parska cicho śmiechem. - Sądząc po poziomie zainteresowania wasza nauczycielka nie była zbytnio dokształcona... Trudno. Zaczniemy od zera.

     Adelaide westchnęła cicho. Nie chciała przyznać tego nawet przed sobą, ale ten mężczyzna ją zaintrygował. Jeśli faktycznie był siostrzeńcem ich rektora, to dlaczego był jego przeciwieństwem? Doskonale pamięta Conrada Alleya z początku roku. Wysoki, postawny mężczyzna w trzyczęściowym garniturze, zapewne szytym na miarę, bo żaden inny nie byłby tak dobrze dopasowany. Czarne krótkie włosy i przenikliwe niebieskie oczy. Nawet ich nowy profesor nie miał tak intensywnego odcienia błękitu w swoich oczach. W głowie zabrzmiał jej niski baryton Conrada Alleya. Ten głos nadal wywoływał u niej gęsią skórkę, pomimo tego, że był niczym innym jak wspomnieniem. 



     - Nie wiem kim jest ten koleś, ale chyba mam ulubionego profesora. - Tod zaśmiał się i przybił piątkę z Ryanem. Adele rzuciła im nieprzyjemne spojrzenie i naburmuszona skrzyżowała ręce na piersi. - Oj rozchmurz się kwiatuszku. - Ryan objął ją ramieniem.

     - Spadaj. Nie wiem co wam się tak w nim podoba. - Burknęła zła. Nadal nie była przekonana do nowego wykładowcy.

     - Jak to co? Gość ma gdzieś zasady i może nas czegoś wreszcie nauczy. Najbardziej mnie zaskakuje to, że jest siostrzeńcem rektora. Wcale nie podobni. - Lyndsay uniosła w górę swoją szklankę z mohito i wypiła część.

     Adelaide w myślach zaprzeczyła jej słowom. Evan i rektor Conrad mieli te same rysy twarzy, długi i lekko haczykowaty nos, podobny kolor oczu i sposób w jaki się uśmiechali. Otworzyła szerzej oczy, kiedy zorientowała się o czym myśli i pokręciła głową, wypijając resztkę swojego piwa. Oblizała wargi i przejechała dłonią po włosach.

     - Przestań być taka zmarnowana. Mamy piątek! - Veronica wcisnęła się na siedzenie obok niej i rozczochrała jej włosy.

     - Daj spokój. Nie mam nastroju. - Adelaide w myślach szukała już wymówki z cotygodniowego wypadu wraz z całą grupą. Nie chciała siedzieć do późna w barze. Wolała wrócić do domu i później pójść pobiegać po mieście.

     - Ej patrzcie! To Alley. A ten obok to chyba jego brat. - Sasha szturchnęła Michelle, która zaraz zaczęła szukać blond włosów ich wykładowcy.

     I faktycznie. Evan i Ivan Alley właśnie wchodzili do baru. Młodszy z braci miał czarne włosy, nieco powyżej ramion, brązowe oczy i szeroki uśmiech na twarzy. Był tego samego wzrostu co jego brat. Obaj skierowali się do baru i przywitali z barmanem, który od razu podał im dwie szklanki whiskey.

     - Więc? Jak tam profesorku? - Ivan spojrzał na brata rozbawiony. Wiedział, że Evan nie chciał być wykładowcą, ale skoro Conrad go poprosił to musiała być awaryjna sytuacja. 

     - Młody. Nie denerwuj mnie bardziej niż jestem. Co on se myślał? Ja i nauczanie. - Evan parsknął cicho i spojrzał morderczym wzrokiem na Ivana, który rozbawiony o mało nie zleciał z krzesła. - A idź w cholerę!

     Adelaide zabrała swoją torbę i kurtkę i próbowała przecisnąć się przez tłok w barze. Dziś grała Chelsea z Realem, więc dość sporo kibiców zebrało się w barze by oglądnąć mecz i wyrwać się z domów. Kiedy wreszcie znalazła się blisko wyjścia, jej obcas zablokował się w niewielkiej dziurze w podłodze. W ostatniej chwili poczuła jak ktoś złapie ją w pasie i powstrzymuje od upadku.

     - Radzę uważać. Tak piękna twarz nie zasługuje na uszczerbek. - Otworzyła oczy, które nie wiadomo kiedy zamknęła i spojrzała na swojego wybawiciela. Zmrużyła lekko oczy, kiedy w jej głowie pojawiło się wspomnienie...

     Szli już czwarty dzień, a ona zaczynała czuć się zmęczona. Nie dość, że najpierw złapała ich okropna ulewa, to teraz słońce świeciło tak mocno, że niekiedy by zemdlała. Postawiła stopę na jednym z większych kamieni, ale ta nagle ześlizgnęła się...
     - Uważaj. - Ktoś trzymał ją mocno w pasie, chroniąc tym samym od upadku. - Taka piękna twarz nie powinna być uszkodzona. - Uśmiechnęła się do niego i pokiwała głową, stając na własnych nogach.

     Zamrugała zdziwiona i powoli stanęła na własnych nogach, wyciągając obcas ze szczeliny. Jeszcze raz spojrzała na swojego wybawiciela, ale ten zniknął w tłumie. Zmrużyła lekko oczy, ale nigdzie go nie dostrzegła. Wzruszyła ramionami i wyszła z baru.